DYKTERYJKI

Moje dzieci bawią się w lekarza. Córa przychodzi z lalką i zaczyna:
- Panie doktorze moje dziecko jest bardzo chore.
- A co go boli? - z powagą pyta syn, poprawiając stetoskop.
- Głowa i szyja, i brzuch- wylicza matka chorowitej lalki- Ma złamaną nogę i plecy, nie ma skóry na rękach i w każdej chwili może umrzeć - zapewnia z powagą na sam koniec.
Skupiony Pan doktor zaczyna badania. Osłuchuje lalkę po czym pyta: Żyje?
- Tak - pada stanowcze stwierdzenie.
Lekarz mierzy lalce temperaturę.
-A teraz żyje?
- Tak.
- To musi zostać w szpitalu na zawsze, bo co ją badam to żyje - postanawia zniesmaczony postawą pacjentki Pan Doktor.

***

Zabawa. Córka bawi się Kucykami w szkołę/przedszkole [ to u niej płynne], syn zbudował remizę strażacką i Lego strażacy podrasowują właśnie swoje auto - doczepiają tyle sikawek ile tylko się da, a na miejscu "koguta" stawiają kota.
- Dzieci dziś przyjadą do nas strażacy i nauczą nas o pożarze - mówi córka do dzieci-kucyków, po czym dzwoni do strażaków.
Strażacy chętnie się zgodzili. Zapakowali jeszcze jednego kota, hydrant i grilla [ strażacy mojego syna zawsze maja ze sobą grilla] i przyjechali do szkoły.
Zaczęła się lekcja strażacka.
- Jak zobaczycie pożar to nas zawołajcie i uciekajcie. - Wygłosił dość lakoniczną pogadankę Lego strażak.
Za chwilę do kuchni, w której gotuję przybiega córką ze skargą:
- Mamo ja zaprosiłam strażaków, żeby nauczyli kucyki o pożarze, a oni powiedzieli, że jak się będzie palić to trzeba ich zawołać i uciekać, i tyle - żali się.
Tuż za córką pojawia się syn.
- Od pożarów są strażaki, a jak ktoś ich nie woła i nie ucieka, to chce się spalić. To co ja mam go uczyć.

***

 - Mamo czy wampiry są źle wychowane? - pyta moja córka [ etap fascynacji "Scooby Doo", gdzie o wampiry nie trudno]
- Nie wiem. A dlaczego pytasz? - Usiłuję zyskać na czasie.
- Bo siorbią.
- Jak siorbią? - pytam ogłuszona pytaniem.
- No przez te zęby co im wystają. Żeby wypić krew to muszą siorbać. A siorbią tylko niewychowani, no nie?

***

Jedziemy tramwajem. Przy Rondzie Grzegórzeckim mijamy Bank PEKAO.
- Mamo co to za wieża?
- To nie wieża tylko bank.
-Taka duża skarbonka, do której dorośli muszą wrzucać pieniądze, a potem ciężko je wszystkie wyjąć? - upewnia się moje dziecię, przy dyskretnych chichotach pozostałych podróżnych

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz